Miłość w powstaniu warszawskim
Trzeba umieć ludzi pokochać,
jeśli nie ogień, ustami wyrzucać jasność
życie jak granat wybucha,
wybuchło, zgasło
-Krzysztof Kamil Baczyński
W tekście, który zamierzasz zaraz przeczytać zawarte są historie młodych ludzi, którzy przez przypadek znaleźli się w samym środku koszmaru.
W płonącej warszawie, głodzie, brudzie i strachu rozpaczliwie poszukiwali namiastki normalności. Chcieli kochać i być kochanymi. Każdy dzień mógł okazać się ostatnim, ze wszystkim, a zawłaszcza ze szczęściem, trzeba się było śpieszyć.
Statystycznie na 1 dzień powstania Warszawskiego przypadały cztery śluby. Co spowodowało taką „epidemię miłości”? Powody mogły być różne, co wnioskuję z relacji dwóch uczestniczek wydarzeń z 1944 roku:
„-To były okoliczności ostateczne, wobec tego chęć posiadania kogoś bliskiego i to posiadania go na zawsze była wtedy bardzo mocna ” wspomina Pani Maria Piechotka, zamężna w czasie powstania.
,,(...) pamiętam takie rozmowy. Dziewczyny się martwiły, że zabiją ich Niemcy i one umrą marno, umrą dziewicami i w ogóle takie różne durnoty i jak się mówi w tymi wieku. Ale żeby to coś znaczyło... " - mówiła nam Pani Danuta Koziej-Wrzosińska.
MNIEJ LUB BARDZIEJ OFICJALNIE
Oficjalnie, bo według statystyk, w czasie powstania zawarto 256 małżeństw. Jednak historycy domyślają się, że było ich więcej. Co prawda 18 sierpnia wydano rozkaz uzależniający dostanie zgody na ślub od szefostwa Duszpasterstwa Komendy Okręgu, jednak w praktyce uzyskanie jej (jak i rejestracja) nie zawsze były możliwe. Księża i kapelani także byli tego świadomi więc nie stwarzali większych problemów zakochanym. Wobec tego wszystko czego przyszłe małżeństwo potrzebowało to dobra wola obu stron, pierwszy lepszy kościół, piwnica, lub mieszkanie prywatne... Jednym słowem dobre schronienie, zależne też od dzielnicy, jak podaje P. Tadeusz Roman z którym przeprowadziliśmy wywiad:
"No wszyscy się chowali. To znaczy tak, na Śródmieściu nie musieli się chować bo wam mówiłem, ale na Starym mieście- jasne. Na starym mieście było tyle kościołów, że można było wziąć w którymś (...) "
Porządne ubranie i zdrowie też były mile widziane, jednak nie zawsze udawało się je zdobyć lub posiadać. Gdy chociaż część z ww warunków była spełniona, decyzję o ślubie podejmowano natychmiastowo, tak jak we wspomnieniach Pani Marii Piechotki:
„Mąż mój późniejszy wyszedł z tych kanałów. Pojawił się na Bartosiewicza w mundurze esesmańskim, znaczy w panterce. Powiedział
-Słuchaj, to jest jedyny moment żebyśmy się pobrali, bo ja mam nareszcie całe spodnie!
Bo przedtem mu się to raczej nie zdarzało”
Pani Maria i jej ukochany Kazimierz pobrali się 30 sierpnia w kościele dzieciątka Jezus przy ulicy Moniuszki. Świątynia była na wpół zburzona, na podłodze leżało szkło z wybitych okien. Państwo młodzi i goście aby dostać się do środka wchodzili przez okno po drewnianej desce, bo wejście było zawalone.
Pod podanym niżej linkiem wysłuchać można wspomnień Pani Marii i innych kobiet, których historie łączy miłość,młodość i koszmar, który rozpętał się1 sierpnia 44 roku.
http://www.polskieradio.pl/Player (gdyby nie zadziałał proszę skorzystać z linku podanego poniżej)
http://www.polskieradio.pl/9/325/Artykul/901847,Milosc-a-Powstanie-Warszawskie-Pocalunek-byl-wtedy-jak-oferta-slubu
PIERWSI
Prawdopodobnie pierwszym powstańczym małżeństwem byli Zdzisław Poradzki („Kruszynka”) i Teresa Bagińska. Ślub odbył się 1 sierpnia, tuż przed godziną W, tak, że państwo młodzi i goście prosto z uroczystości pobiegli na zbiórkę swoich oddziałów.
OBRĄCZKI I PREZENTY
Nie typowe były także zupełnie typowe elementy zaślubin, takie jak obrączki i prezenty. Te pierwsze często zastępowało wszystko co wpadło w ręce- nakrętki do śrub lub karabinowe łuski (o których słyszeliśmy także we wspomnieniach Pani Róży < od 13 min 10 sek w reportażu trójki powyżej>) Jeśli chodzi o podarunki panowała dość duża dowolność. Tym najbardziej mile widzianym było zwolnienie ze służby na jedną noc. Pewna para dostała wannę pełną wody i mydła! Był to prezent niesamowity, ponieważ te dwie rzeczy w czasie powstania urosły do rangi towarów skrajnie deficytowych. Podczas tych 63 dni cały pluton potrafił umyć się szmatką zamoczoną w jednym kubełku wody z mydlinami.
Czasami związki formalizowano po wojnie, jednak nie wszystkim parą łatwo przychodziło wspólne mierzenie się z szarą codziennością, swoimi osobistymi traumami i urazami. Nie wszystkie relacje były też na tyle głębokie, jak wspomina P. Tadeusz Roman z którym przeprowadziliśmy wywiad: "Ja w każdym razie miałem sympatię, tą Izę. Miałem sympatię, ale króciutko" Najczęściej jednak państwo młodzi umierali jeszcze przed zakończeniem powstania lub tuż po nim. Chciałabym szczegółowo przedstawić dwie tragiczne historie zakochanych, którzy żyli i oddali swoje młode życie podczas Powstania Warszawskiego.
„Jeremi” i „Nina”
(miłość z „Parasola”)
JERZY ZBOROWSKI ps. „JEREMI”
Jerzy został skierowany do batalionu „Parasol” jeszcze w początkach istnienia jednostki. Był to oddział specjalizujący się w likwidacji hitlerowskich zbrodniarzy, a jego podstawowy skład stanowili wyselekcjonowani członkowie Szarych Szeregów. Podobno „Jeremi”nie lubił brać czynnego udziału w walce, ale też jej nie unikał. Dobrze się sprawdzał, był dokładny i można było mu zaufać, co w końcu zaowocowało nominacją na dowódcę kompanii. Znaczyło to tyle, że Jerzy został nieformalnym zastępcą głównego dowódcy „Parasola” Adama Borysa (ps. „Pług”). Relacja dwóch panów nie należała jednak do najłatwiejszych. „Pług” zapewne wolałby człowieka, który bez słowa wykonuje rozkazy, a nie tak jak „Jeremi” analizuje je pod względem etycznym i moralnym. Bo chociaż była wojna Jerzy nigdy nie zapomniał, że są zasady, których nie wolno łamać.
Mimo tego Jerzy okazał się znakomitym dowódcą. 7 września 1943 roku dowodził akcją likwidacji sadysty z Pawiaka Franza Burkla. Akcja zakończyła się sukcesem- Burkl zginął, oprócz niego poległo jeszcze kilku esesmanów, a ekipa „Jeremiego” wycofała się bez strat.
Jedną z łączniczek biorących udział w akcji była Janina Trojanowska („Nina”), ukochana „Jeremiego”.
JANINA TROJANOWSKA ps. „NINA”
Janina była o rok młodsza od Jerzego i pochodziła z rodziny oficerskiej. Należała do młodzieżowej organizacji konspiracyjnej PET, następnie znalazła się w Szarych Szeregach i przeszła żeński kurs w szkole podchorążych Agricola.
Danuta Kaczyńska wspominała:
„[„Nina”] cieszyła się ogólną sympatią. Drobna, o subtelnej urodzie, nieśmiała i raczej małomówna- wyglądała na słabą istotkę. W rzeczywistości była to odważna dziewczyna o silnym charakterze.”
Zachowane zdjęcia potwierdzają, że „Nina” była kobietą o oryginalnej, nieprzeciętnej urodzie. „Miała dużo wdzięku, a przy całej swojej kobiecości posiadała inteligencję męską”. Z pewnością tworzyło to intrygujące połączenie.
Nie wiadomo dokładnie kiedy „Nina” i „Jeremi” stali się parą, jednak od dłuższego czasu wszyscy domyślali się, że ta dwójka jest w sobie zakochana. Znali się jeszcze z początków istnienia batalionu „Parasol” i zawsze starali się być blisko siebie.
POWSTANIE
„1 sierpnia 1944 roku Jaśka wyszła z domu- wspominała Jadwiga Trojanowska- jak wychodziła zawsze w ciągu ostatnich lat, nie mówiąc, gdzie idzie. Pożegnała się serdeczniej niż zwykle z matką, której nie przyszło wtedy na myśl, że widzi ją po raz ostatni.”
W początkowych dniach powstania wszystkim dopisywały dobre nastroje. Widzieli przed oczami obraz wielkiego zwycięstwa, nadzieją napawały ich kolejne sukcesy i zgłaszający się do pomocy ochotnicy.
5 sierpnia „Jeremi” został ranny w szyję i „Nina” odprowadziła go do punktu sanitarnego. Rana okazała się nie groźna i chłopak po opatrzeniu wrócił na front. Niestety, wkrótce Janina zaczęła potrzebować pilnej pomocy lekarskiej. Gdy przekradała się z meldunkiem od „Jeremiego” kula niemieckiego snajpera trafiła ją w twarz. Pocisk zdruzgotał kości szczęki, przebił oba policzki i wyszedł na zewnątrz. „Nina” przeżyła, jednak miała problemy z mówieniem i była bardzo oszpecona.
„Któraś z koleżanek, bo przy tym nie byłam- relacjonowała Wacława Jurczakowska („Wacka”)- opowiadała mi, że pierwsze jej zdanie [brzmiało]
-Jeremi, ty się ze mną nie ożenisz- I „Jeremi” (…) decyduje, że może ją psychicznie, moralnie to podniesie, i decydują się wziąć ślub. (...)”
Najpierw jednak Janina musiała dojść do siebie. Jerzy nie mógł przebywać z nią zbyt często (obowiązki wicedowódcy batalionu wzywały) jednak dbał o dziewczynę jak tylko mógł. Przysłał nawet do szpitala 2 świeże jajka- pamiętajmy co to oznaczało w 3 tygodniu powstania!
„Nina” powoli dochodziła do siebie i w końcu opuściła szpital. Szczęka jednak pozostała zdeformowana, a na policzkach powstały szpecące blizny.
Obietnicy danej tuż po tym jak została ranna stało się zadość, i gdy wyszła ze szpitala „Jeremi” poprosił ją o rękę. Ceremonię wyznaczono na następny dzień. 17 sierpnia w podziemiach kościoła przy ulicy długiej Janina i Jerzy pobrali się.
POSTRZAŁ
Główną siedzibą „Parasola” na Czerniakowie był budynek szkoły dziennikarskiej na Rozbrat. To właśnie podczas niemieckiego natarcia na niego Jerzy dostał postrzał w bok. Gdyby mógł spokojnie poddać się leczeniu szpitalnemu miałby większe szanse, jednak na płonącym Powiślu rokowania nie były najlepsze. Zmniejszał się obszar Czerniakowa kontrolowany przez powstańców, więc ciężko rannego „Jeremiego”trzeba było przenosić na noszach z miejsca na miejsce. Czasami transport musiał odbywać się przez otwartą przestrzeń pod ostrzałem. Podobno „Jeremi” modlił się o śmierć, bo wiedział, że żona i podwładni go nie zostawią. Doskonale zdawał sobie sprawę, że stanowi dla nich ogromne spowolnienie i ciężar, a w konsekwencji zagrożenie.
ŚMIERĆ
„Powstańczy Czerniaków ginął- opisywał Aleksander Kamiński- (…) 19 września pułkownik „Radosław” przystąpił do ewakuacji niezdolnych do walki żołnierzy swojego zgrupowania kanałami na Mokotów”.
Jednak „Jeremi” odmówił ewakuacji. Uznał, że transport jego osoby kanałami nie ma większego sensu, że znowu będzie tylko ciężarem narażającym wszystkich na śmierć. Tymczasem rozgrywał się ostatni akt tragedii Czerniakowa. W końcu powstańcy skapitulowali. Budynki musieli opuścić rani i cywile, którzy stali się niemieckimi jeńcami. Ludzi biorących czynny udział w powstaniu rozstrzelano lub powieszono.
Jeremi i Nina znaleźli się w grupie jeńców jako ludność cywilna. Niemcy jednak i tutaj dokonywali selekcji. Oddzielali tych najciężej rannych, po to aby od razu ich zlikwidować.
„Z relacji kilku osób wynika- mówiła matka Janiny- że Niemcy segregowali jeńców- na lewo- śmierć, na prawo- życie. „Jeremiego” odstawili na lewo, „Ninę”- na prawo. Ona jednak przeszła na lewo (...)”
Prawdopodobnie to na alei Szucha lub na Placu Narutowicza dopełnił się ich los. Ciała „Niny” i „Jeremiego” nigdy nie zostały odnalezione. Na warszawskich Powązkach Wojskowych znajdują się ich symboliczne groby.
Krzysztof i Basia
Słońce, słońce w ramionach
czy twego ciała kryształ
pełen owoców białych,
gdzie zdrój zielony tryska,
gdzie oczy miękkie w mroku
tak pół mnie, a pół Bogu.
-Krzysztof Kamil Baczyński „Miłość”
KRZYSZTOF KAMIL BACZYŃSKI
Krzysztof był bardzo oczekiwanym dzieckiem, jednak relacje w rodzinie w której przyszedł na świat nie były najłatwiejsze. Jego ojciec, Stanisław, był weteranem wojennym i bardzo surowym człowiekiem. Potrafił bez żadnego wyraźnego powodu wychłostać chłopca pokrzywami, nic więc dziwnego, że mały Krzyś z lękiem mówił o ojcu „on”. Główne obowiązki dotyczące syna, także dostarczanie mu niezbędnej dawki miłości, przyjmowała więc matka, Stefania. Miłości, której brakowało w jej małżeństwie z Panem Baczyńskim.
Na domiar złego Krzysztof Kamil cierpiał na poważną astmę, co w tamtych czasach mogło doprowadzić nawet do śmierci. W związku z chorobą chłopak nie był okazem tężyzny fizycznej (lekarze zabraniali mu intensywnego ćwiczenia).
Nauka nie była jego mocną stroną, za to od dziecka wykazywał się ogromną wrażliwością na piękno. Miał niesamowity talent plastyczny i literacki. Tym dwóm kierunkom zamierzał poświęcić swoją przyszłość. Wojna zastała go jako drobnego, zamkniętego w sobie chłopaka tuż po maturze.
W 1940 roku poznał wielu literatów i poetów, chodził na spotkania (tzw. sympozja ) aby dyskutować o wszystkim co piękne, zwłaszcza o jego ukochanej poezji i ulubionym autorze- Słowackim. Mimo tego nadal był bardzo zamknięty w sobie, z jego twarzy nie schodził wyraz „pospolitej u niego głębokiej (…) zadumy”.
Rok później, w 1941 roku, poeta poznał pisarza Jerzego Andrzejewskiego. Mężczyźni zostali szczerymi przyjaciółmi. Jak przyznał sam poeta- Jerzy, obok matki i BASI (o której za chwilę) był najważniejszą dla niego osobą.
Dzięki Andrzejewskiemu Krzysztof trafił do pensjonatu Jarosława Iwaszkiewicza i jego żony, zwanego „Stawisko”. To tutaj spotykali się wszyscy ówcześni twórcy.
Po pewnym czasie obcowania z zamkniętym w sobie chłopakiem i zaprzyjaźnieniu się z nim, Iwaszkiewicz tłumaczył:
„Trzeba tylko do niego trafić poprzez tę skorupę którą na siebie nakłada”
BARBARA DRAPCZYŃSKA
Basia była o rok młodsza od Krzysztofa i pochodziła ze znanej warszawskiej rodziny drukarzy. Obracała się w kręgach ludzi o wysokich ambicjach i bardzo patriotycznych postawach. Interesowała się literaturą (myślała nawet o zostaniu krytykiem literackim), czytała dużo poezji... Tak zapamiętał Basię jej przyjaciel, Marcin Czerwiński:
„Była drobna, krucha, miała jasne oczy w szczupłej twarzy... Odznaczała się w niezwykle wysokim stopniu zdolnością rozumienia ponad znane sobie pojęcia i osiągnięte w krótkim życiu doświadczenia. Talent taki bywa nazywany intuicją kobiecą- co tutaj wydaje się określeniem nie najtrafniejszym. Jeśli się od tym pojęciem rozumie zdolność kobiet do podążania za ambicjami wybranego mężczyzny, miała ją i Basia”.
TYCH DWOJE RAZEM
Zachowało się co najmniej kilka relacji o tym jak Basia i Krzysztof Kamil się poznali. Jedni wskazują, jakoby tym miejscem miała być uczelnia, inni mówią o mieszkaniu wspólnej koleżanki. We wszystkich relacjach powtarzają się jednak dwie daty- 1 i 4 grudnia 1941 roku. Pierwszy miał to być dzień kiedy ta dwójka się poznała, a czwarty... Kiedy Krzysztof oświadczył się Basi i został przyjęty!
„(..) poznali się zimą 1941 roku na jakimś wykładzie- uważał Zbigniew Wasilewski- (…) Krzysztof miał potem odprowadzić Basię do domu, a po powrocie opowiadał Pani Stefanii:- Wiesz, poznałem tam dziewczynę uroczą, inteligentną. A jak mądrze mówiła!...- Podobnie Barbara wyznawała z przejęciem w rozmowie ze swoją matką. Podczas owego wieczoru Krzysztof otrzymał zaproszenie na imieniny, 4 grudnia, i wówczas to... Oświadczył się jej w czasie pierwszej przegadanej wizyty!”
W jakichkolwiek okolicznościach by się nie poznali- Krzysztof i Basia od razu zrozumieli, że są sobie przeznaczeni. I nie zachwiali się w tym przekonaniu do końca życia.
Barbara Drapczyńska i Krzysztof Kamil Baczyński pobrali się w czerwcu 1942 roku w kościele Świętej Trójcy na Solcu. Obecny na uroczystości Jarosław Iwaszkiewicz tak wspominał tę uroczystość:
,,Bzy w tym roku kwitły obficie i zjawiłem się na tym obrządku z ogromnym snopem tych kwiatów. Po ślubie powiedziałem do kogoś: właściwe wyglądało to nie na ślub, a na pierwszą komunię. Oboje Baczyńscy, bardzo młodzi, wyglądali jeszcze młodziej, a ponieważ oboje byli niewielkiego wzrostu, rzeczywiście zdawało się, że to dwoje dzieci klęczy przed ołtarzem”
MUZA
Od chwili ślubu Barbara i Krzysztof praktycznie nie funkcjonowali jak odrębne jednostki. Żyli niejako w symbiozie, zawsze wszędzie widywało się ich razem. Gdy gdzieś miał pojawić się Krzysztof wiadomo było, że będzie z nim Basia. I odwrotnie. Niektórzy jednak krytykowali taki porządek w ich związku, ponieważ w pewnym momencie zaczęli się w nim zatracać. Często wyglądało to tak, jakby Baczyński wyręczał się żoną.
„Przez cały okres studiów mówiło się zawsze w liczbie mnogiej -opowiadała Hanna Zaniewska- Krzysztof i Basia, Basia i Krzysztof. A tak praktycznie to właściwie była tylko Basia. Do załatwiania. Do chronienia gdy to możliwe (-Nie, po cóż miałby tu być? Dziś tak łapią... Ja mu wszystko powtórzę.). Do dbania (-On nie myśli nigdy o takich rzeczach, ani w ogóle o sobie. Nie potrafi. I przecież szkoda jego czasu...). Jej czasu za to na nic, co tyczyło Krzysztofa, nie było szkoda”
Basia natomiast uważała męża za najwyższy autorytet, i często wręcz bezkrytycznie przybierała takie samo jak on zdanie na dany temat. „Żyła jak bezcenny cień męża, jednocześnie tak fascynująco umieszczana na pierwszym planie”. Krzysztof potrzebował jej jako inspiracji, uczucie bowiem wyostrzało jego wrażliwość, dostrzegał to co wcześniej było dla niego niedostępne.
„(...) po wykładzie usłyszałam oświadczenie Krzysztofa:
-Dopiero jak na nią patrzę zaczynam wszystko rozumieć
-Co rozumieć?
-No to, o czym w tej chwili myślę- Zdumiał się naszej niepojętności Baczyński. Stojąca obok Basia nie uśmiechnęła się. Bo też nie był to komplement, ani miły półżart; ot- nie wymagająca komentarza rzeczywistość.”
POETA ŻOŁNIERZ
Krzysztof nigdy nie był dobrym żołnierzem. Nawet wielka odwaga, sumienność i pracowitość, w tej „profesji” nie zastąpią tężyzny fizycznej i zdrowia.
„Baczyński czuł się jednak zawiedziony. Co z tego, że był słaby, chorował na astmę i pisał wiersze? Był mężczyzną, czuł się polakiem i chciał walczyć. Może rzeczywiście nie nadawał się do wojska, ale tym bardziej nie odpowiadała mu rola biernego świadka. Nie chciał stać z boku i patrzeć jak inni giną. To nie były czasy dla obserwatorów, tylko dla żołnierzy”- jak znakomicie ujął to Sławomir Koper, autor książki „Miłość w powstaniu Warszawskim”.
Krzysztof przewinął się przez Szare Szeregi, następnie przyszedł czas na batalion „Zośka”, potem słynny„Parasol”. Wszyscy dookoła radzili mu aby zrezygnował, nie jednak z samej działalności konspiracyjnej, a po prostu z brania czynnego udziału w walce.
„-Znasz Baczyńskiego- mówił do Jadwigi Klarner Jan Rodowicz, kolega Krzysztofa z „Zośki”- powiedz mu, żeby pisał wiersze, a nie bawił się w wojsko. Wojna nie jest dla takich jak on.- Była to stuprocentowa racja, tyle, że trudna do realizacji. (…) Ja też nie wyobrażałam sobie wątłego Krzysia jako żołnierza-partyzanta, ale on nawet nic chciał słuchać o wyjściu z akcji konspiracyjnej. Uważał, że jest to obowiązek każdego młodego polaka, i mimo że miał poczucie własnej wartości, nie chciał zastosowania wobec siebie taryfy ulgowej.”
POWSTANIE
Nikt nie przekazał Krzysztofowi Kamilowi informacji, że o 17 wybuchnie powstanie. Gdy usłyszał pierwsze odgłosy walki postanowił po prostu czekać na dalszy rozwój wypadków. Po pewnym czasie razem ze swoim oddziałem dołączył do powstańców na Placu Teatralnym. Przez trzy dni walczył broniąc Ratuszu i pałacu Blanka. Oprócz załamań i wyrzutów sumienia w związku z widokiem ludzi poległych od jego kul, trapił go jeszcze inny problem. Wychodząc z domu właściwie nie pożegnał się z Basią, czego bardzo żałował. Podobno miał przeczucie, że już się nie zobaczą. Nie wiedział i nigdy nie miał się już dowiedzieć, że jego żona była w ciąży.
ŚMIERĆ KRZYSZTOFA
4 sierpnia po południu Baczyński za bardzo wychylił głowę z okna pałacu Blanka, którego bronił wraz z kolegami. Budynek był pod ostrzałem i kula trafiła go w głowę.
„Baczyński miał ślad od kuli z lewej strony- wspominała sanitariuszka Janina Grzybowska („Nita”)- i trochę zamazany krwią policzek. Gdy przyszłam mieli już go wynosić. Popatrzyłam, przyklękłam, badam puls- nie czuję. (…) Mówię
-Taki młody człowiek i gdzież to głowę wysadził?- Bo już mi powiedzieli, że się wychylił...”
Pochowano go tego samego dnia na dziedzińcu pałacu Blanka. Ciało złożono w trumnie, a nad świeżo rozkopaną ziemią rozległa się salwa honorowa.
ŚMIERĆ BASI
Basia od początku wybuchu powstania miała złe przeczucia. Straciła wszelki kontakt z Krzysztofem, ale robiła wszystko co mogła aby odszukać męża. Wychodziła z piwnic w których ukrywała się razem z rodziną by znaleźć jakąkolwiek informację o nim.. Kilkanaście dni po rozpoczęciu powstania przypadkowo spotkała „Morsa”, kolegę Krzysztofa z „parasola”. Mężczyzna już od dobrych paru dni wiedział o śmierci „Krzysia” jednak nie powiedział o niej Basi, okłamał ją. Dziewczyna mu nie uwierzyła. Czuła, że jej mąż nie żyje, ponieważ gdyby żył znalazłby sposób żeby się z nią skontaktować, była tego pewna.
Wydaje się, że Barbara szukała śmierci. Wiedziała o bombardowaniach, a mimo to nie chciała siedzieć w piwnicy. Nie przejmowała się ciążą, widać było, że straciła wszelkie chęci i sens życia. 26 sierpnia, gdy nie ostrożna wyszła z kryjówki, w pobliżu uderzył pocisk. Kawałek szkła trafił ją w głowę. Dziewczynę próbowano ratować, przeprowadzono nawet trepanację czaszki, która jednak nie powiodła się. Basia bardzo cierpiała, na zmianę traciła i odzyskiwała przytomność. Gdy miała krótkie przebłyski świadomości szeptała, że wie, iż Krzyś nie żyje i ona też już nie chce żyć.
Ostatniej nocy przed śmiercią córki, Pani Drapczyńskiej przyśnił się Krzysztof okrywający Basię swoim płaszczem. Po pięciu dniach męczarni Barbara zmarła przyciskając do piersi tomik poezji swojego męża. Pochowano ją pod chodnikiem przy ulicy Siennej 33.
PO WOJNIE
Rodzice Basi wiedzieli o śmierci Krzysztofa i chcieli, aby córka spoczęła u boku męża. Należało więc tylko poczekać aż zwłoki ich zięcia zostaną odnalezione. Nie było to jednak takie proste, ponieważ Warszawa po wojnie była jednym wielkim cmentarzem, gdzie tysiące ciał czekało na godny pochówek i identyfikację.
Pierwsze dni poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu. W nocy jednak P. Drapczyńskiej, matce Basi, przyśnił się Krzysztof , który oznajmił, że „leży drugi od brzegu”. Gdy przystąpiono do ekshumacji na dziedzińcu ratusza okazało się, że Baczyński rzeczywiście leży w wskazanym przez teściową miejscu.
Barbara i Krzysztof Baczyńscy spoczywają pomiędzy kwaterami „Parasola” i „Zośki” na warszawskich Powązkach Wojskowych.
Maria Dowbor-Baczyńska
BIBLIOGRAFIA
Koper S. , Miłość w Powstaniu Warszawskim , Warszawa 2013
NETOGRAFIA
http://ewapam.republika.pl/basia.html
http://zespzeb.zebrzydowice.pl/g/ramka/baczynski/lato.html
http://www.ogrodywspomnien.pl/index/showd/22853
http://www.polskieradio.pl/9/325/Artykul/901847,Milosc-a-Powstanie-Warszawskie-Pocalunek-byl-wtedy-jak-oferta-slubu
http://www.polskieradio.pl/9/396/Artykul/901978,Dotknac-przeszlosci-W-poszukiwaniu-ginacych-sladow-po-Powstaniu-Warszawskim
http://www.polskieradio.pl/10/483/Artykul/901390,Sierpniowe-dziewczeta-44-spojrz-na-Powstanie-Warszawskie-kobiecym-okiem
http://www.youtube.com/watch?v=nNp375ltswo
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/56,114757,14365930,Kobiety___Powstanki.html
http://www.lisak.net.pl/blog/?p=2344
http://lubczasopismo.salon24.pl/dobrenowinysgosi/post/523882,dziewczyny-z-powstania